Właśnie mija mój pierwszy miesiąc pobytu
w Indonezji. Miesiąc, w którym wydarzyło się mnóstwo rzeczy. Miesiąc, w którym
poznałam mnóstwo przesympatycznych ludzi. Miesiąc, w którym zaznajomiłam się z
ich kulturą i zwyczajami. Miesiąc, w którym przyzwyczaiłam się zarówno do
szeptów jak i głośnych ulicznych okrzyków "bule" i "miss".
Miesiąc, w którym choć trochę nauczyłam się ich przedziwnego języka.
Totalnie nieświadomie, nie zdając sobie sprawy, że dziś mija mój 30 dzień pobytu tutaj, wypowiedziałam zdanie " Zaczynam się zakochiwać w Indonezji". To prawda.
W pierwszym tygodniu mojego pobytu tutaj nie było dnia bym nie myślała o powrocie. Akademik mnie przerażał, temperatura i komary wykańczały, warunki życia zadziwiały, a jedzenie na okrągło ryżu było wręcz nie wyobrażalne. Teraz... podjęłam decyzję, że nie wyprowadzam się z akademika. Za bardzo przywiązałam się do ludzi i atmosfery tutaj panującej. Komary już mi nie doskwierają, a wysoka temperatura to norma. Co najdziwniejsze... nauczyłam się jeść ryż na śniadanie, obiad i kolacje! Gdy staję przed wyborem.. kupić gąbkowaty chleb czy zjeść na śniadanie ryż.. wybieram drugą opcję. Zaczynam rozumieć funkcjonalność indonezyjskiego zdania: " dzień bez ryżu jest dniem straconym"...
Rozleniwiłam się, żeby nie powiedzieć stałam się po prostu leniwa jak oni. Gdy mam do przejścia jakieś 10 minut drogi, moją pierwszą myślą jest najsłynniejsza indonezyjska odpowiedź: "Is it really far away"!
Zaczynam żyć ich prawdziwym życiem. Zaczynam myśleć, że będę cholernie tęsknić za tym krajem, a przede wszystkim za wspaniałymi ludźmi.
P.S. Pokochałam henne, która jest tutaj bardzo popularna. Zaczęłam od jednego wzoru\ ale nie wiem na ilu skończę... a po powrocie zamieniam henne na prawdziwy tatuaż:P Decyzja zapadła:)
Totalnie nieświadomie, nie zdając sobie sprawy, że dziś mija mój 30 dzień pobytu tutaj, wypowiedziałam zdanie " Zaczynam się zakochiwać w Indonezji". To prawda.
W pierwszym tygodniu mojego pobytu tutaj nie było dnia bym nie myślała o powrocie. Akademik mnie przerażał, temperatura i komary wykańczały, warunki życia zadziwiały, a jedzenie na okrągło ryżu było wręcz nie wyobrażalne. Teraz... podjęłam decyzję, że nie wyprowadzam się z akademika. Za bardzo przywiązałam się do ludzi i atmosfery tutaj panującej. Komary już mi nie doskwierają, a wysoka temperatura to norma. Co najdziwniejsze... nauczyłam się jeść ryż na śniadanie, obiad i kolacje! Gdy staję przed wyborem.. kupić gąbkowaty chleb czy zjeść na śniadanie ryż.. wybieram drugą opcję. Zaczynam rozumieć funkcjonalność indonezyjskiego zdania: " dzień bez ryżu jest dniem straconym"...
Rozleniwiłam się, żeby nie powiedzieć stałam się po prostu leniwa jak oni. Gdy mam do przejścia jakieś 10 minut drogi, moją pierwszą myślą jest najsłynniejsza indonezyjska odpowiedź: "Is it really far away"!
Zaczynam żyć ich prawdziwym życiem. Zaczynam myśleć, że będę cholernie tęsknić za tym krajem, a przede wszystkim za wspaniałymi ludźmi.
P.S. Pokochałam henne, która jest tutaj bardzo popularna. Zaczęłam od jednego wzoru\ ale nie wiem na ilu skończę... a po powrocie zamieniam henne na prawdziwy tatuaż:P Decyzja zapadła:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz