Strony

Plusik8

wtorek, 4 grudnia 2012

" Bule"



Strasznie krętą i zawiłą drogą ( przez kompletną dezorganizację koordynatorów) udało mi się dotrzeć do celu. 
Surabaya przywitała mnie nocnym skwarem, a także niezliczoną ilością atakujących moją świeżą krew komarów.
Na lotnisku czekał na nas koordynator, z którym ruszyliśmy dalej do akademika, w którym obecnie mieszkam. Zostałam tutaj bardzo serdecznie przyjęta. Każdy oferuje pomoc w nauce indonezyjskiego, a moje sąsiadki skrupulatnie sprawdzają moje dotychczasowe osiągnięcia i starają się pomagać, gdy tylko czegoś potrzebuje. Czasami do tego stopnia, że bywa to dla mnie krępujące.
 
Akademik, w którym mieszkam nie należy do najczystszych.. aczkolwiek, w porównaniu z pokojami do wynajęcia, które widziałam jest zdecydowanie numerem 1.
Mój pokój dzielę z trzema Japonkami. Jak na Indonezyjskie warunki wydaje mi się naprawdę ok.
Zamiast toalety mam dosyć ekskluzywną dziurę z miską do spłukiwania :D Brzmi może strasznie ale po 1-szym dniu przyzwyczaiłam się do tego. Brak tutaj ciepłej wody, a ja nie mogę pozbyć się  nawyku czekania na nią po odkręceniu prysznica.
Brak kuchni doskwiera najbardziej. Nie mam nawet lodówki;/
Pralka to w akademiku coś o czym mogę tylko pomarzyć, ale zawsze mogę zanieść swoje rzeczy do oddalonej o 2 km pralni. Przyjmują je na kilogramy- minimalna ilość to 5 kg :)
Jeśli chodzi o jedzenie.. próbuje po kolei wszystkiego, ich kuchnia jak dla mnie jest fantastyczna. Jedyną rzeczą, która 100% odpada z mojego jadłospisu jest "durian"- dziwnie zarówno pachnący, jak i smakujący owoc. Mimo, nie przestrzegania kilku zasłyszanych wcześniej zasad typu: " nie pij niczego z lodem:, nie pij ze słomki, którą Ci podają:, uważaj co jesz.." na całe szczęście nie dopadły mnie żadne rewolucje żołądkowe.

Campus.
Nie da się ukryć, że troszkę wyróżniam się tutaj z tłumu. Bycie jedyną "bule"- białaską na Campusie nie jest wcale takie proste, choć ma to też swoje plusy. Każdy, ale to naprawdę każdy napotkany przeze mnie człowiek wita mnie przyjacielskim uśmiechem, który ja oczywiście muszę odwzajemnić. Czasami bywa to troszkę męczące. Ogromnym problem jest dla mnie zapamiętanie, jak również wymówienie wszystkich imion. Wiem, że oczekują ode mnie, żebym je pamiętała, ponieważ oni od razu zapamiętują moje ale na tą chwilę jest to nierealne.
Pisząc to siedzę w akademikowej kantynie,co chwilę ktoś do mnie podchodzi, co chwilę słyszę: " What are u writing miss?" To miłe. Co chwile próbują mnie zagadywać i wydusić coś z siebie nawet swoim łamanym angielskim. Chcą wiedzieć jak mam na imię i co tutaj robię. Pytają o "Polandie", o to jak jest w Europie. A ja staram się im udzielać wyczerpujących odpowiedzi.

Brak komentarzy: