Cały rytuał związany ze ślubem trwa 3 dni.
Pierwszego dnia przyszły Pan Młody oficjalnie prosi rodziców przyszłej Panny Młodej o zgodę na małżeństwo. Drugiego dnia odbywa się ceremonia ślubna jak i wręczenie prezentów parze młodej.
Trzeci dzień, w którym miałam okazję uczestniczyć Indonezyjczycy określają jako "party day". Szkoda tylko, że nie widzieli polskiego wesela, bo szybko zmienili by nazwę.
Przyjęcie miało rozpocząć się o godzinie 18.30.
My( para młoda, rodzina na i ja) przybywamy na salę już o godzinie 15 aby zdążyć się przygotować.
To co pojawia się przed moimi oczami wprawia mnie w ogromne oszołomienie. Na sali panuje totalny nieład i syf. Pełno krzątających się bezcelowo ludzi. Niektórzy usilnie próbują udawać, że coś robią. Okazuje się, że godzinę wcześniej zakończyła się tutaj inna ceremonia i dopiero zabierają się za sprzątnie. O zgrozo! Totalny rozgardiasz!
Od mojej znajomej Indonezyjki dostaję kebayę- tradycyjny strój indonezyjski.
Teraz czas na makijaż i fryzurę..
Pani od makijażu wskazuje na mnie.Patrząc na wcześniejsze ostre makijaże, które robiła Indonezyjkom jestem przerażona. Po 40 minutach mogę w końcu spojrzeć w lustro... i szybko udać się do łazienki by zmazać piekielnie różową szminkę i koszmarny biały cień pod moimi brwiami. Tak więc po małym retuszu, zasiadam u pani fryzjerki. Nie wiem czego mam się spodziewać, gdyż jej dotychczasowe fryzury, to ogromne koki ze sztucznych włosów. Na szczęście deficyt sztucznych blond włosów nie pozwala na zrobienie mi koka. Sztuczne rzęsy już mi wystarczą.
Pół godziny przed rozpoczęciem ceremonii jesteśmy gotowe, sala niestety jeszcze nie.
Razem z Pipit i paroma Indonezyjkami czekamy na gości w holu. Nasze zadanie polega na wręczaniu gościom upominków, w postaci pojemników na chusteczki i przypilnowaniu by wpisali się do księgi gości.
Powoli goście zaczynają się schodzić, a na sali widać ostatnie przygotowania. Para młoda rozpoczyna swój spacer po czerwonym dywanie.
Tutaj młodzi oczywiście nie tłuką kieliszków na wejściu ale wedle indonezyjskiej tradycji Pan Młody gołymi stopami depcze jajko znajdujące się na tacy, natomiast Panna Młoda musi obmyć jego stopy.
Po tym rytuale para młoda zasiada na
swoich "tronach" (btw... to jedyne krzesła na sali) usytuowanych w
centralnej części sali,a ich zadaniem( przez całą imprezę )jest pozowanie do
zdjęć z gośćmi, którzy ustawiają się w kolejce na czerwonym dywanie, by w
pierwszej kolejności złożyć życzenia. Kolejka jest dosyć spora, bo liczba gości
na indonezyjskich weselach oscyluje w granicach 1000-2000osób. Zaprasza się
wszystkich.. rodzinę, przyjaciół, sąsiadów, okolicznych sprzedawców, bankierów
itd..
Po złożeniu życzeń parze młodej i oczywiście obowiązkowym zdjęciu, chciałabym napisać, że zasiada się do jedzenia... ale że krzeseł brak bierze się talerz w rękę i jedząc na stojąco rozmawia z pozostałymi gośćmi.
W tle słychać cichy głos piosenkarki, tańca oczywiście brak.
Na koniec następuje coś a'la oczepiny. Dookoła pary młodej zbierają się wszystkie panny... panna młoda rzuca kwiatami ale uwaga.... złapany bukiet w Indonezji nie oznacza szybkiego wyjścia za mąż... złapany bukiet to wygrana w postaci jednego z najnowszych modeli telefonu...
Patrzę na zegarek.. dochodzi 21, a impreza dobiega końca. Pół dnia przygotowań dla 3 godzin męczarni w niewygodnym stroju z przedziwną fryzurą na głowie. O nie, to nie dla mnie.
Cieszę się, że wzbogaciłam się w nowe doświadczenie ale tyle mi wystarczy. Nigdy więcej.
Nie ma to jak nasze, polskie wesela:)
Po złożeniu życzeń parze młodej i oczywiście obowiązkowym zdjęciu, chciałabym napisać, że zasiada się do jedzenia... ale że krzeseł brak bierze się talerz w rękę i jedząc na stojąco rozmawia z pozostałymi gośćmi.
W tle słychać cichy głos piosenkarki, tańca oczywiście brak.
Na koniec następuje coś a'la oczepiny. Dookoła pary młodej zbierają się wszystkie panny... panna młoda rzuca kwiatami ale uwaga.... złapany bukiet w Indonezji nie oznacza szybkiego wyjścia za mąż... złapany bukiet to wygrana w postaci jednego z najnowszych modeli telefonu...
Patrzę na zegarek.. dochodzi 21, a impreza dobiega końca. Pół dnia przygotowań dla 3 godzin męczarni w niewygodnym stroju z przedziwną fryzurą na głowie. O nie, to nie dla mnie.
Cieszę się, że wzbogaciłam się w nowe doświadczenie ale tyle mi wystarczy. Nigdy więcej.
Nie ma to jak nasze, polskie wesela:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz