W Jakarcie spędziłam dwa dni. Ulokowali
nas jak na Indonezję w luksusowym hotelu.
Dzień po moim przylocie był bardzo intensywny.
Z samego rana nastąpiło oficjalne otwarcie programu, na którym dowiedziałam się, że aplikację na Darmasiswe złożyło aż 2500 osób, a bierze w niej udział 750 osób z 77 różnych państw. Także jak się okazuje należę do grona wybrańców:)
Po indonezyjskim pokazie tańca i wysłuchaniu indonezyjskiej muzyki był czas na wypróbowanie tutejszej kuchni. Dla niektórych okazała się zdradziecka. Tutaj należy bardzo uważać na to co się je. Ukraińska koleżanka po nieświadomym zjedzeniu papryczki chilii nie mogła dojść do siebie przez co najmniej godzinę.
Wieczorem nastąpiło spotkanie z koordynatorami. Jak się okazało Fenrdi ( mój nauczyciel) nie mówi za bardzo po angielsku!! Poznałam też swoją grupę i jak się okazało jestem jedyną Europejką. Do mojej grupy, oprócz mnie należą trzy Japonki, dwie Tajlandki i jeden chłopak z Korei.
Fendri poinformował nas, że zajęcia będą codziennie od 7- 14.40. Ku mojemu nieszczęsciu okazało się również, że jestem jedyną osobą w mojej grupie, która nie mówi po indonezyjsku. Z perspektywy czasu uważam, że jest to jakiś plus, ale o tym później.
Po spotkaniu postanowiliśmy wyłonić się z hotelu do pobliskiego sklepu. I tu nastąpił pierwszy szok.
Ulice Jakarty przeraziły mnie! Tutaj nie ma chodników, a na ulicy panuje totalny chaos. Wszyscy jeżdżą jak chcą ( myślałam, że to Grecy i Turcy są ulicznymi szaleńcami ale tego nawet nie da sie porównać). Panuje tu zasada - kto ma głośniejszy klakson i większy samochód, ten ma pierwszeństwo, a przejście na drugą stronę ulicy dla turysty graniczy z cudem, przynajmniej na początku ( aczkolwiek nie wydaje mi się, żebym kiedyś to ogarnęła).
Jakarta ( jak się okazuje Surabaya również) to miasto kontrastów. Przemieszczając się po mieście widać ogromne centra handlowe, wokół których panuje totalna bieda. Ludzie dzielą się tutaj na obrzydliwie bogatych i totalnie biednych. Nie ma klasy średniej, a bieda zdecydowanie przebija widok " Indonezyjskiej zamożności".
Dzień po moim przylocie był bardzo intensywny.
Z samego rana nastąpiło oficjalne otwarcie programu, na którym dowiedziałam się, że aplikację na Darmasiswe złożyło aż 2500 osób, a bierze w niej udział 750 osób z 77 różnych państw. Także jak się okazuje należę do grona wybrańców:)
Po indonezyjskim pokazie tańca i wysłuchaniu indonezyjskiej muzyki był czas na wypróbowanie tutejszej kuchni. Dla niektórych okazała się zdradziecka. Tutaj należy bardzo uważać na to co się je. Ukraińska koleżanka po nieświadomym zjedzeniu papryczki chilii nie mogła dojść do siebie przez co najmniej godzinę.
Wieczorem nastąpiło spotkanie z koordynatorami. Jak się okazało Fenrdi ( mój nauczyciel) nie mówi za bardzo po angielsku!! Poznałam też swoją grupę i jak się okazało jestem jedyną Europejką. Do mojej grupy, oprócz mnie należą trzy Japonki, dwie Tajlandki i jeden chłopak z Korei.
Fendri poinformował nas, że zajęcia będą codziennie od 7- 14.40. Ku mojemu nieszczęsciu okazało się również, że jestem jedyną osobą w mojej grupie, która nie mówi po indonezyjsku. Z perspektywy czasu uważam, że jest to jakiś plus, ale o tym później.
Po spotkaniu postanowiliśmy wyłonić się z hotelu do pobliskiego sklepu. I tu nastąpił pierwszy szok.
Ulice Jakarty przeraziły mnie! Tutaj nie ma chodników, a na ulicy panuje totalny chaos. Wszyscy jeżdżą jak chcą ( myślałam, że to Grecy i Turcy są ulicznymi szaleńcami ale tego nawet nie da sie porównać). Panuje tu zasada - kto ma głośniejszy klakson i większy samochód, ten ma pierwszeństwo, a przejście na drugą stronę ulicy dla turysty graniczy z cudem, przynajmniej na początku ( aczkolwiek nie wydaje mi się, żebym kiedyś to ogarnęła).
Jakarta ( jak się okazuje Surabaya również) to miasto kontrastów. Przemieszczając się po mieście widać ogromne centra handlowe, wokół których panuje totalna bieda. Ludzie dzielą się tutaj na obrzydliwie bogatych i totalnie biednych. Nie ma klasy średniej, a bieda zdecydowanie przebija widok " Indonezyjskiej zamożności".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz